- Westchnął ciężko. - To co? Powiesz mi, co napisała Lara? - Nie ma za co. - I nikt mi nic nie powiedział?! - Nie wierzę w to - powiedziała z trudem gdzieś w przestrzeń. - Nie ufasz mojemu słowu? Mark nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Ta niezwykła kobieta pragnęła go również, otaczały go jej ramiona, jej wargi były gorące i stęsknione jego pieszczoty. upominek. wyglądał teraz znacznie sympatyczniej. Na jego twarzy był jednak smutek i zawstydzenie, które tylko na moment - Skąd mogą wiedzieć, skoro przyjechałaś wczoraj? - Na szczęście mam ze sobą jeszcze jakieś ubrania. - A może po prostu wyjdź i zostaw mnie w spokoju? Mark wykonał niecierpliwy gest ręką. - Zostaję tutaj, a razem ze mną Henry. - Ale ja, gdy byłem za Ziemi, nie przestałem myśleć o tobie... A kiedy zobaczyłem ogród z mnóstwem róż, tak
I to otoczenie... Ogromna jadalnia na kilkadziesiąt osób, pozłacane sztukaterie na ścianach i suficie, pąsowe draperie, marmurowy kominek, portrety dostojnych przodków, świe¬ce, kryształy, srebra, wyrafinowana kompozycja z kwiatów i owoców na rzeźbionym kredensie... Wszystko to mogło wywrzeć piorunujące wrażenie na kimś takim jak ona. Prze-niosła spojrzenie na Marka i natychmiast pomyślała, że ża¬den splendor i bogactwo nie są w stanie wywrzeć na niej większego wrażenia niż ten mężczyzna. Wystarczało jedno jego spojrzenie, by wstrzymywała oddech. Zwłaszcza, gdy się uśmiechał... - A czy tobie nie przyszło do głowy, że ja wcale nie chcę się zmieniać? Jest mi dobrze tak, jak jest. - Niedokładnie. Wysłała go do mnie. W przeszłości nieraz ratowałam jej skórę, zawsze mogła na mnie liczyć, nie¬zależnie od wszystkich nieporozumień między nami. Ale Isobelle wolała pozbyć się wnuka, zostawiając go w hotelu.
– Nie przejmuj się. Poradzę sobie z nim, uznałam tylko, że powinieneś wiedzieć. Tak blisko, a tak daleko... Ale nie podniecało. Nie mogło podniecać. Z brzegiem stolika wbitym w brzuch, przed lusterkiem z kilkoma świecącymi żarówkami czuła się tanią dziewczyną. Brudną.
chirurga. jutro spotka. – Mam nadzieję.
Jej serce zaczęło śpiewać z radości. ogromnym, bardzo czystym i pełnym zieleni salonie z ogromnymi oknami pełnymi słońca i błękitu. Badacz Jej zgroza wydała mu się tak absurdalna, że aż się roze¬śmiał, choć jeszcze wszystko się w nim gotowało. - Co ty robisz? - Mark obrzucił tacę pełnym dezapro¬baty spojrzeniem. - Czyżby to pana obudziło? Mam kazać im przestać? Przez kilka minut Tammy siedziała bez ruchu na gałęzi i wpatrywała się w uniesioną ku niej twarz stojącego pod drzewem mężczyzny. Była to z pewnością twarz człowieka uczciwego. Szczerego. Dobrego. Silnego. Jego spojrzenie było jasne i spokojne. Ani na moment nie odwrócił oczu. Czekał wytrwale, dając jej tyle czasu, ile potrzebowała, by dotarło do niej to, co powiedział. Tammy nie miała ochoty zagłębiać się w ten temat.